Domowy Przetwórca to etat

Przetwórstwo domowe to drogi kawałek chleba. Szczególnie na co dzień i to zarówno dla producenta, jak i klienta. Dlaczego? Zacznijmy od początku.

Nie mamy ciągnika, więc wszystko idzie ręcznie lub prawie, ponieważ zdobyliśmy kilka narzędzi, jak koziarka, glebogryzarka, które ułatwiają pracę. Przygotowanie ziemi pod uprawy zajmuje kilka, kilkanaście dni. Wysiew również, bo siejemy w różnych odstępach czasu, według kalendarza biodynamicznego siewu i nasadzeń. A gdy nasza przyszłość powoli kiełkuje, rozpoczyna się wyścig z chwastami i ręczne pielenie uprawowego areału. Do tego należy dodać podlewanie, przerywanie, pielęgnację.

Pomidory potrzebują podpór, wiązania, obrywania pędów, ochrony przed zarazą… Praca w gorącym tunelu należy do tych ekstremalnych. Czemu? Zapytam tak: ile czasu można poświęcić na sesję w saunie? Właśnie. A tu trzeba być godzinami, dniami.

Zbiór odbywa się ręcznie. Obojętnie, czy to ogórki, buraczki, fasolka, cukinia, groch, ziemniaki, śliwki, jabłka lub gruszki. Każdy owoc i warzywo traktowane jest indywidualnie. Przebierane, myte, obierane, drylowane. Jabłka obieram, wycinam gniazda nasienne, ścieram i już w tym roku posiłkuję się robotem. Nie mam jednak takiego, co usunie pestki ze śliwek, przetrze skórki…

W wielkiej patelni mieszam, mieszam, mieszam, czekam i kontroluję. Potem napełniam każdy słoik, wycieram, dokręcam, pasteryzuję. Na końcu zostaje dodać etykiety. O zakupie słoików i przygotowaniu nalepek nie wspomnę.

Małe gospodarstwa to prawdziwe manufaktury, gdzie wytwórca w słoiki pakuje nie tylko produkt, ale cząstkę siebie. Pamiętacie o tym, gdy słoik ogórków osiągnie „drogą” cenę. Zróbcie wtedy sami kilka porcji i pomnóżcie razy dziesięć, aby mieć skalę z której się utrzymujemy.

Wy, kupując, oszczędzacie swój czas, za który płacicie nam, wytwórcom. Sporo jest osób, które coś tam zamykają na zimę i cieszą się domowym wyrobem. Jednak dużo jest też takich, które nie umieją, nie lubią robić, nie mają czasu ani miejsca do przechowywania.

To, że sprzedaję swoje produkty na ryneczku, to ostatni etap całego mojego produkcyjnego etatu. Zamiast siedzieć w biurze przed komputerem, stoję nad garami i słoikami. Taki mam etat.

Tagged , , , , ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *